Song of the day: Say you don't want it - One Night Only
'It's our world, the picture-book girls
Say you don't want it, say you don't want it'
Niektórzy ludzie dla rozrywki idą na dancing, niektórzy lubią oglądać 22 mężczyzna ganiających za piłką na dużym trawniku, a niektórzy wstają o świcie i od 6.20 czekają na mrozie przez dwie godziny w długiej kolejce do sklepu tylko po to, by pooglądać przez kwadrans parę kolorowych szmatek. Zgadnijcie, do której kategorii należę.
I nie, też tego nie rozumiem.
Kolekcja Versace dla H&M nie jest jakoś specjalnie powalająca, nawet jeśli jest to 'the very best of' tej marki. W gruncie rzeczy ja i Versace leżymy na dwóch przeciwległych biegunach stylu. Nigdy nie przepadałam za takimi klimatami, zdecydowanie mi bliżej do północnego minimalizmu niż do południowego przepychu.
Mimo wszystko, skarbonka została rozbita, a ja (szalona) wstałam dziś co najmniej dwie godziny wcześniej niż przewiduje regulamin, za cenę dwóch nespresso w papierowym kubku z logo Versace for H&M, dwóch bardzo pysznych malinowych babeczek z kremem w kolorach przewodnich kolekcji, paru ekstra gratisów ze szpanerskim logiem (dorzucanych do zakupów przy kasie: notes, torba a la worek na w-f i próbka perfum) i możliwości wydania wszystkich swoich oszczędnosci na ciuchy z sieciówki.
Ale wróćmy do skarbonki. Znam ludzi, dla których spódnica za 230zł nie jest żadnym wydatkiem, znam i takich dla których jest to potrójny miesięczny budżet na ciuchy. Faktem jest, że w życiu nie zdecydowałam się na zakup tego, co kupiłam za takie pieniędze, jakie wydałam, gdyby nie była to limitowana kolekcja i gdyby nie cała ta 'spektakularna otoczka'.
Nie zrozumcie mnie źle, nie znaczy to wcale, że moje nowe nabytki mi się nie podobają, wręcz przeciwnie - uważam, że są świetne. Twierdze po prostu, że jako studentka i jako ja kupiłabym je najwyżej wtedy, gdyby kosztowały połowę ceny.
Drugą połowę płacę najwyraźniej za możliwość marźnięcia w kolejce przez dwie godziny i obserwowania dzikiego, napalonego na projekty Donatelli tłumu sącząc otrzymane dwa 'gratisowe' nespresso. Na pierwszy rzut oka za grosz w tym sensu.
Muszę przyznać jednak, że bardzo miło stało się w tym marznącym tłumie, z muzyką miksowaną na żywo w tle, rozmawiając z innymi fankami i fanami limitowanych kolekcji i oglądając wystrojone w nową kolekcje wysokie blond modelki, o których 'na zachodzie to na pewno pomyśleliby, że to bogate Rosjanki', jak pewna dama z kolejki to ujęła (zapewne ze względu na osobliwą stylistykę kolekcji, ogromną ilość dżetów na strojach i samoopalacza na twarzach modelek). No i oczywiście te nieustępliwie powracające pytanie wszechobecne na ustach wszystkich ('Wykupią mi moją kieckę czy nie?') oraz prośby i nadzieję na lepszą przyszłość ('Och proszę, oby tylko nie wykupili tej kiecki!). Taak, całkiem lubię takie eventy.
Koniec końców okazało się, że marzłam zupełnie niepotrzebnie, gdyż na żywo bardziej spodobały mi się ubrania z kolekcji męskiej, do której dostęp nie wymagał opasek. Kolekcja ta była również tańsza, co dodatkowo mnie ucieszyło. Zupełnie niespodziewanym, lecz największym zakupowym 'łupem' okazał się dwutomowy album '100 contemporary fashion designers' wydawnictwa Taschen, który nie wiadomo dlaczego również znalazł się na sklepowych półkach w H&M.
Chyba jednak warto było wstać o świcie. Raz do roku można się poświęcić.
biotechnology
wearing: tshirt - versace for h&M (boy's)