24.05.2015

223. on a day like today


Song of the day: JOUR 1 - Louane

"La vie c'est du velour et l'éternité, une nécessité"


Po dłuższej przerwie zawsze niezręcznie jest wrócić do regularnego pisania. Przerwa była zdecydowanie za długa, a zawierała głównie naukę, przeprowadzkę, poszukiwanie pracy, kursy Pendolino w tę i z powrotem oraz inne podobne problemy dnia codziennego. 
Parę dni temu przeglądałam wpisy z tego bloga sprzed czterech lat. Zrobiło się śmiesznie/głupio/sentymentalnie (niepotrzebne skreślić), ale przede wszystkim miło, że mam taką możliwość. Blog daje mi tą niesamowitą opcję dowiedzieć się co mniej więcej w danym czasie robiłam, czym się przejmowałam (lub właśnie nie przejmowałam...) i wyciągać z tego wnioski lub zwyczajnie uśmiechnąć się na przyjemne wspomnienia. Oczywiście, mogłabym zamiast tego pokusić się o pamiętnik, ale przyznam szczerze - nienawidzę pisać odręcznie. Mam tyle myśli na minutę, że ręka mnie zaczyna boleć zanim skończę pierwszą ćwierć tego, co bym chciała zapisać. Zdjęcia są o wiele prostsze w użyciu niż słowa. I o wiele milsze w odbiorze. 
Z zamysłem, że dobrze jest prowadzić bloga, by dokumentować miłe chwile wstawiam tutaj parę zdjęć z dzisiejszego dnia spędzonego wspólnie z moim chłopakiem w Warszawie. Jest maj, jest ciepło, jest pięknie. Oby trwało, i miło się wspominało za kolejne cztery lata. 
biotechnology


Na dzięn dzisiejszy polecam świetne miejsce w Warszawie dla amatorów azjatyckich smaków: pierogarnię Parnik. Znajdzie się coś dla mięsożerców, wegetarian (polecam pierożki z tofu), a nawet dla bezglutenowców. Dodatkowo przyjemna, studencka cena - porcja dziesięciu pierogów kosztuje 12zł. Więcej szczegółów o lokalizacji i menu znajdziecie n.p. TU.

Podczas spaceru byłam też po raz pierwszy w gmachu głównym Politechniki Warszawskiej - warto było! Budynek w środku wygląda imponująco.




photo: biotechonology, kuba